image

Lagos to miejscowość w Portugalii, leżąca w dystrykcie Faro, w regionie Algarve. (Wikipedia)

:: założone w I tysiącleciu p.n.e. przez Celtów  lub Kartagińczyków dowodzonych przez Bohodesa; (pierwsza nazwa miasta Laccobriga tłumaczona jako połączenie dwu celtyckich słów - lacco - mokradła i briga - ufortyfikowane wzgórze)

:: I połowa I wieku p.n.e. - miasto oblegane przez rzymskiego generała Mettelusa;

:: VI wiek - w państwie Wizygotów, później zajęte przez Bizancjum;

:: VIII wiek - pod władzą Maurów, nazywa się Zawaia;

:: X wiek - za panowania kalifa Kordoby Abd ar-Rahmana III zbudowane zostają mury miejskie;

:: 1174 - lokalny zarządca wydaje zgodę na budowę kościoła św. Jana Chrzciciela poza murami miasta. Jest to najstarszy kościół w Algarve;

:: 1248 - zdobycie miasta przez wojska chrześcijańskie króla Portugalii Alfonsa III;

:: XVI wiek - nadanie praw miejskich;

:: 1755 - zniszczenie miasta w wyniku trzęsienia ziemi i tsunami wywołanego tym trzęsieniem - miasto traci status stolicy regionu Algarve.

Czymże jest ta sucha wiedza zdobyta w internecie wobec doświadczenia na "własnej skórze" tego miasta? Cóż z tego, że jego historia sięga tysiąclecia w głąb skoro to samo tsunami, które zniszczyło i Lizbonę - zniszczyło i Lagos, jak i wiele innych miast regionu Algarve. Nie doświadczymy w nim ruin rzymskiej świątyni. Nie czeka na nas Muzeum Celtów. Plaże doprawdy są malutkie. Zatem jaki jest powód aby tu przybyć?

Był deszczowy, parny dzień gdy autobus linii Eva Bus przywiózł mnie z Lizbony do regionu Algarve. Z Lizbony wyjechałem coś około 7 rano z dworca Rede Rios. Bilet kosztował około 20 Euro. Autokar był luksusowy i z przyjemnością odkryłem, że ma WiFi i mogę na żywo wstawiać swoje odczucia z podróży. I do tego kawa. 55 centów, może 60. Dla wszystkich znawców kawy mogę tylko napisać, że nie jest to kawa jaka serwują nam kierowcy PKS-ów na nielicznych postojach. Ta kawa - mimo, że z niewielkiego ekspresu miała swój smak i aromat. Ale wróćmy do Lagos, bo przecież o nim tu mowa . . .

Lagos pokrywała nisko piętrząca się warstwa chmur. Mimo cienkiej kurtki, ciągnąc swoją dość lekką walizkę podróżną (w końcu korzystam w samolotach wyłącznie z bagażu podręcznego) cały zaparowałem od zewnątrz i wewnątrz i modliłem się w myślach wyłącznie o to by na recepcji wcześniej zabukowanego hotelu nie pojawić się jako dokumentnie przemoczony turysta, mimo że deszcz ustał tu pewno kilka godzin wcześniej. A propos deszczu - czy wiecie, że region Algarve szczyci się coś tak z 300 dniami słonecznymi w roku? A tu mój pierwszy pobyt i wszystko zaowalowane  piętrzącymi się nisko chmurami.

Dotarłem do hotelu. Nie zrobię mu reklamy bo w końcu tyle rzeczy w życiu ma swą cenę, a i reklama swą cenę ma i hotele bezpłatne nie są. Napiszę tylko, że miał trzy gwiazdki i w opcji było śniadanie. I miał zaskakująco dobrą cenę po sezonie - bo był to w końcu koniec września (2013). Dostałem swój klucz, zapłaciłem od razu by nie odkładać nieuchronnej chwili zapłaty, która i tak by nadeszła i wjechałem windą na trzecie piętro. Zrzuciłem ciuchy, wziąłem prysznic i przebrany w świeże ubrania wyruszyłem z aparatem w stronę oceanu.

Nad oceanem poczułem po raz pierwszy to co jest zapewne jednym z elementów przyciągających tu zarówno turystów jak i ludzi chcących zamieszkać w Lagos na stałe. Wybrzeże. Tuż przy ujściu rzeki wybrzeże jest płaskie. Co prawda tu i ówdzie niespodziane natkniemy się na blok skalny zasadzony w plaży, tudzież w oceanie, ale chwilę już później teren wspina się ku górze, a wraz z nim ocean ściele się nisko. Niezwykłe klify nadżarte zębem czasu, niezliczonymi sztormami, wiatrem i spiekotą słońca tworzą niewyobrażalne formy nadmorskiego krajobrazu. Gdzieniegdzie zaś pomiędzy jedną, a drugą skałą przycupnęła niewielka plaża, do której ludzie dobudowali dostęp, a to poprzez drewniane, a to poprzez kute w skale i betonowane schody. Co więcej - plaże te nie są dane, nam ludziom na stałe przez 24 godziny. Ocean rości sobie do nich prawa. I ma większa siłę przekonywania gdy przypływ wydziera kolejne metry wypoczywającym nań turystom. I kiedy ostatni z nich zwija swoje manatki i wspina się schodami w górę - ocean obwieszcza swoje zwycięstwo i świętuje swój triumf. Piękne to i niezwykłe być świadkiem tej przemiany. Ocean jest ciepły i sprawia wrażenie delikatnego, ale nic bardziej mylnego. Niewielkie fale tłuką o skały z siłą Goliata niszczącego izraelskie zastępy.

Cóż - wspinam się zatem ku górze, opuszczając ostatni suchy skrawek lądu i przemieszczam się te kilka czy kilkanaście metrów nad oceanem. W rozpadlinach skalnych piasek przybiera niekiedy czerwonawe wręcz barwy wcześniej balansując poprzez niezliczone odcienie ochry. Przedzieram się poprzez niskopięnną roślinność tak gęsto utkaną, że gdyby nie moi poprzednicy mozolnie pokonujący ten szlak - bez wątpienia nie dałbym rady prześliznąć się poprzez jej gąszcz. Idę, a klify wydają się nie mieć końca. Niekiedy infrastruktura turystyczna śmielej podchodzi pod wybrzeże i wówczas widać błędy, które sektor turystyczny popełnił budując tu betonowe molochy, teraz zupełnie opuszczone i niszczejące w zderzeniu z siłami przyrody. Te akcenty nie smucą mnie jednak. Bardziej zadziwiają. Zapis nieuchronności czasu i przemian. Coś poszło nie tak, komuś podwinęła się noga, a może był nadmiernym optymistą, a może po prostu sądził, że zysk to jest krótkie "pstryk" i niewiele więcej potrzeba już zrobić. Oczywiście - molochy szpecą krajobraz, ale jadąc tu wiedziałem, że jest to miejscowość odkryta przez turystyczny sektor i wszystko może się tu zdarzyć. Również i betonowe hotele pokryte graffiti o wyłupanych niczym oczy szybach, święcących czarną czeluścią.

W kolejnych dniach dalej eksplorowałem wybrzeże. Dotarłem do całkiem sporawej plaży do której wiodły drewniane schody o kilku poziomach i podejrzewam, że gro ludzi docierało tu jedynie samochodem, na tyle plaża była oddalona od centrum Lagos. Dotarłem również do latarni morskiej, niedużej, a urokliwej. Kolejnego dnia schodząc bardziej wzdłuż ulic niż przedzierając się klifami zobaczyłem po raz pierwszy naprawdę dużą plażę z całą turystyczną infrastrukturą - leżakami, barami, parkingiem. Zaletą tego miejsca było to, że po raz pierwszy pojawiły się zupełnie inne rozwiązania. Plaza była szeroka, ciągnęła się i ciągnęła, a klify rozpościerały się tuż nad nią. Zatem wilk syty i owca cała - o ile można by tu użyć na podsumowanie polskiego przysłowia.

Skręciłem tu zresztą, krótki film wstawiony później na You Tube pod tytułem "Algarve - Lagos. Seaside and Ocean. 24stolice" z muzyką Arvo Parta, bo nieskończoność przestrzeni jakoś korespondowała mi z nieskończoną maestrią jego dźwięków.

Zabytki Lagos

:: kościół Matki Boskiej (port. Igreja de Santa Maria) zbudowany w XVI wieku, odrestaurowany w XIX wieku. Wewnątrz najcenniejsze są XVIII-wieczne drewniane figury Świętych w tym patrona miasta - São Gonçalo;

:: kościół św. Antoniego (port. Igreja de Santo António) z najciekawszym wnętrzem spośród kościołów w Lagos, bogato malowane sklepienie zostało odbudowane po zniszczeniu podczas trzęsienia ziemi w 1755 roku;

:: Muzeum Miejskie (port. Museu Municipal) mieszczące się w budynku sąsiadującym z kościołem św. Antoniego. Eksponowane są tu zbiory archeologiczne (w tym rzymskie monety i mozaiki), etnograficzne i sztuki sakralnej.