image

jak dla mnie, tak po latach - przeceniamy pewne stany. Przeceniamy je nie poprzez siłę - bo silne bywają, ale przeceniamy poprzez ulotność. Jak dzieci krzyczymy - chcemy jeszcze, jeszcze. A tu życie nam skąpi kolejnych i sami stwarzamy okoliczności w których miało by się pojawić coś co się nigdy nie powtórzy. Każdy  moment ma swoje prawa i obyśmy tych praw słuchali. Problem polega być może na tym, że dobre wspomnienia dzieciństwa nie są niczym niezwykłym. Rzekłbym nawet, że są najzwyklejsze. Problem, jeśli to problem polega na tym, że nigdy później już nie spojrzymy na świat tak prosto i tak czysto. I w mej opinii poszukujemy nie tej sytuacji - bo sytuację można stworzyć - ile tego szczególnego odbioru owej sytuacji. A tego stworzyć nie potrafimy. Dlatego nie stawiam na szali ulotności abstrakcji przeciw ciężarowi realności. Bo sensu nie ma.


16-09-2007


365


365 dni to jednak nie tak mało - pomyślałem po obejrzeniu strony dokumentującej fotograficznie rok z życia jakieś osoby z sieci. Miniaturek było wiele, a każda z nich zawierała jeden dzień z tygodnia, miesiąca, roku. A jednak pomnożone przez 10, 30 czy 50 nie wydają się wcale być tak rozbudowanymi. Pamięć jest zawodna, ot - cała przyczyna. Ale ta zawodność pamięci jest naszą szansą by nie zagubić się w mrokach przeszłości. Jeśli chcesz coś nowego - pozbądź się czegoś starego. Jeśli życzysz sobie coś jeszcze przeżyć - nie odwracaj się za często za siebie. Czy jest jakaś melodia, czy film, który - ot tak - po prostu; bierze mnie i przenosi w głąb dni, które w mej pamięci zajmują jakieś miejsce? Oglądane niedawno Miasto Kobiet przypominało mi nieco ten dziewiczy odbiór gdy lat miałem 19, ale spojrzenie było moje aktualne. To już bez mała 25 lat słucham Livestock zespołu Brand X, lecz przyznam szczerze - nie interesuje mnie co czułem po raz pierwszy i jak to dla mnie brzmiało. Cieszy zaś fenomen tego, ze jest coś co tak długotrwale potrafi mi towarzyszyć bez znużenia. I cóż jeszcze? Arburzena - tak, ona przenosi mnie w pewien chłodny, majowy niedzielny poranek gdy wjechałem windą na 4 piętro i wszedłem do pracowni mego ówczesnego nauczyciela rysunku. W ciszy jaka wówczas panowała dał się słyszeć ów niepowtarzalny klimat pierwszej części płyty. I słysząc dziś, ten niezwykły motyw - na chwilę skaczę po trampolinie czasu i jestem w roku 1985 czy 86.


07-09-2007


Jeśli nie teraz - to kiedy?


Jeśli nie teraz - to kiedy? Powiedział Woody Allen i uświadomiłem sobie, że są rzeczy, których nie można przekładać w nieskończoność. Życie pokazało już wystarczającą ilość razy, że tak zwane warunki idealne nie istnieją. Zatem pewne decyzje muszą zapadać już dziś. I zapadły. Reszta wyłaniać się będzie z mroków przyszłości.

Znaczące decyzje są jak zwrotnica na torach kolejowych. Pociąg mógł pojechać do Pcimia, a jeden ruch ręką posłał pociąg do Trzebrzeszyna. A czym się to skończy ? Nie skończy się nijak bo w życiu nie ma dwóch zwrotnic na krzyż. Otwarcie jednej ścieżki ciągnie za sobą otwarcie kolejnej. Czy zatem mamy w końcu wolną wolę? Czy niezależnie co zdecydujemy - wynik zawsze będzie ten sam? Odpowiedź zdaje się być prosta - to odrobina wolnej woli ze szczyptą przeznaczenia nami kieruje - ale jak ma to wszystko smakować - zależy już wyłącznie od nas. Bo my definiujemy co jakie jest, jakim ma się nam wydawać. I nazywamy rzeczy wymyślając im imiona. Różne imiona.


^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^


Z zapisków innych / zapożyczonych /


Eric Berne, twórca analizy transakcyjnej, na podstawie wieloletniego doświadczenia klinicznego stwierdził, że każdy z nas ma w umyśle dość szczegółowy „przepis” na własne życie. Ten tzw. skrypt życiowy określa, kim jestem, do czego dążę i jak to osiągnę. Skąd się bierze skrypt życiowy? Berne twierdził, że powstaje on jako podsumowanie i uogólnienie dziecięcych doświadczeń: przeżywanych uczuć, otrzymywanych zakazów i wymagań oraz obserwacji, jak można radzić sobie z problemami. Najistotniejsza część skryptu pochodzi od rodziców. To przede wszystkim z nimi wiążą się uczucia dziecka, oni są autorami obowiązujących je zakazów i nakazów, oni pokazują mu, jak radzić sobie z kłopotami. U osób, które miały negatywne doświadczenia w dzieciństwie, powstanie skrypt destruktywny, nazywany też przegrywającym. Berne podaje przykłady skryptów przegrywających, jakie odnajdywał u swoich pacjentów: „Nie dorastaj”, „Bądź doskonały”, „Pracuj ciężko”. Każdy z nich zawiera pułapkę ograniczającą spontaniczność, osobisty rozwój i niezależność.


Nie znamy własnego skryptu. Powstaje on bowiem w wyniku syntezy niezliczonych, różnorodnych doświadczeń życiowych, która zachodziła samorzutnie w naszym umyśle w pierwszych latach życia. Skrypt tworzy ogólne ramy odbioru i rozumienia wszystkiego, co dzieje się w naszym życiu, i dlatego nie dysponujemy żadną inną perspektywą, z której moglibyśmy go odczytać i ocenić. Ktoś, kto ma destruktywny skrypt, żyje więc w sposób przynoszący mu szkody i cierpienie - i nie wie, że sam tworzy swoje niepowodzenia.


Ronald Laing twierdził, że nasz los wyznaczony jest przez scenariusz naszej rodziny. Każda rodzina, aby zachować odrębność i spoistość, realizuje własny scenariusz, w którym życie poszczególnych jej członków rozpisane jest na role. Żeby mogła trwać, wszystkie role - tak jak w przedstawieniu teatralnym - muszą być obsadzone i solidarnie odgrywane. Laing twierdzi, że kiedy dziecko przychodzi na świat, członkowie rodziny nie chcą dowiedzieć się, jakie ono jest - od początku widzą w nim raczej kogoś odpowiadającego jednej z ról do obsadzenia w ich rodzinie. Poszukiwanie odpowiedniego imienia dla dziecka, zanim się narodzi i cokolwiek będzie wiadomo o jego indywidualności; przypisywanie mu określonych cech od pierwszych chwil życia („Jest taki bystry”), na długo przed rzeczywistym ukształtowaniem się u niego jakichś cech - to zdaniem Lainga pierwsze przejawy obsadzania roli.


Potem następuje konsekwentne formowanie psychiki dziecka, aby stawało się coraz bardziej podobne do postaci, jaką ma grać przez resztę życia. Niektórym członkom rodziny przypadają role niekorzystne. Jeżeli na przykład zgodnie ze scenariuszem ktoś w rodzinie ma grać osobę wspaniałomyślną, wspierającą innych w kłopotach i wybaczającą błędy, to ktoś inny musi grać nieudacznika, popadającego w kłopoty i popełniającego błędy. Ponieważ nadrzędnym celem rodziny - wobec którego dobro poszczególnych jej członków schodzi na dalszy plan - jest sprawne odgrywanie scenariusza, dąży ona bezlitośnie do obsadzenia nawet najbardziej niekorzystnych ról.


Zdaniem Lainga nie wiemy, że odgrywamy rolę z rodzinnego scenariusza, bo nie wiemy o jego istnieniu. Scenariusz rodzinny trudny jest do uchwycenia i zrozumienia. Powstał on stopniowo, w wyniku wielopokoleniowych procesów łączenia się i mieszania różnych zasad i wartości. Nikt konkretny nie jest jego autorem ani bezpośrednim egzekutorem jego wykonania. W wielu rodzinach - zwłaszcza takich, w których do obsadzenia są destruktywne role - obowiązuje dodatkowo zakaz rozpoznania i ujawnienia scenariusza. Zdemaskowanie rzeczywistych źródeł niepowodzeń i problemów osób odgrywających niekorzystne role mogłoby bowiem doprowadzić do ich buntu i porzucenia roli, a to zagroziłoby istnieniu rodziny.


Berne i Laing twierdzili, że wszyscy nieświadomie odgrywamy w życiu określoną rolę i niekoniecznie musi to być destruktywne. Psychoanalityczka Alice Miller utrzymuje natomiast, że odgrywanie roli zdarza się przede wszystkim tym osobom, które miały traumatyczne dzieciństwo, i zawsze jest to niekorzystne. Przekonuje, że dzieciństwo często nie jest okresem szczęścia i beztroski. Wiele dzieci doświadcza ze strony dorosłych - także rodziców - różnego rodzaju prześladowań. Bywają bite, wyszydzane, poniżane, odtrącane, narażane jest ich zdrowie i życie, są molestowane seksualnie. Dorośli świadkowie nieszczęścia dziecka najczęściej nie tylko nie pomagają mu wybrnąć z opresji, ale wręcz utrudniają mu zrozumienie, że jest krzywdzone. Przejawia się to lekceważeniem cierpienia dzieci („Jest za mały, żeby to rozumieć”, „Szybko zapomni”), obojętnością („To nie moje dziecko”, „To są ich sprawy rodzinne”), a także podtrzymywaniem mitu szczęśliwego dzieciństwa i autorytetu rodziców („Przecież tatuś cię kocha”, „Mamusia robi to dla twojego dobra”). Doświadczenie krzywdy w przypadku większości dzieci pozostaje więc niewypowiedziane i niezrozumiane.


Ślad pamięciowy krzywdy staje się autonomiczną strukturą psychiczną. Działanie tej struktury polega na tym, że doznana krzywda jest odgrywana uporczywie przez całe życie, aby możliwe stało się jej ujawnienie, zrozumienie i zintegrowanie z posiadaną wizją siebie i świata. Ktoś skrzywdzony w dzieciństwie prowadzi zatem swoje życie tak, by wciąż na nowo - stosownie do okoliczności - odtwarzać doświadczoną kiedyś krzywdę. Czasem odgrywa on rolę ofiary, a czasem rolę krzywdzącego, ponieważ obie te role są zapisane w jego umysłowym scenariuszu tej sytuacji. Życie takiej osoby jest pasmem niepowodzeń i kłopotów, które na różne sposoby powielają schemat doznanej niegdyś krzywdy.


Brian Little, psycholog reprezentujący poznawczo-społeczne podejście do osobowości, wyjaśnia autodestruktywne zachowania ludzi tym, że mają oni niewłaściwe cele życiowe, określane jako osobiste zamierzenia. Są to takie wyobrażenia pożądanych stanów siebie samego lub świata zewnętrznego, które silnie motywują człowieka do ich urzeczywistnienia. Powstają wskutek złożonych procesów poznawczych, jako wynik syntezy wiedzy o sobie i warunkach, w jakich się żyje. Osobiste zamierzenia to rozbudowane struktury poznawcze, które określają nie tylko to, co jest warte osiągnięcia, ale też sposoby, jak to zrobić. Zamierzenia to zatem „miniscenariusze” postępowania w różnych sferach życia.


Little twierdzi, że ludzie wikłają się w sytuacje dla nich niekorzystne, kiedy ich najważniejsze zamierzenia są niewłaściwe. Koncentracja na celach niezbyt ważnych - na przykład „mieć czysto w domu i pełno w lodówce” - prowadzi z biegiem czasu do poczucia bezsensu życia. Jeżeli najważniejsze zamierzenia człowieka są obojętne lub wręcz nieakceptowalne dla jego otoczenia - na przykład „być najlepszym” albo „kontrolować życie innych” - prawdopodobne jest stałe osamotnienie bądź konflikty z ludźmi. Posiadanie zamierzeń niedostosowanych do własnych zdolności i możliwości naraża z kolei na ponoszenie trudów niewspółmiernie dużych do osiąganych rezultatów.


Przedstawione koncepcje są zgodne, że uporczywe niepowodzenia i kłopoty mogą mieć źródło w powtarzaniu tych samych, niekorzystnych dla osoby działań, wynikających z posiadania destruktywnego scenariusza życiowego odgrywanego wciąż na nowo, tyle że w różnych kostiumach, w zmieniającej się scenografii, z różnymi partnerami. Sposobem na przełamanie złej życiowej passy byłaby dekonstrukcja tego scenariusza. Jednakże zwykle nie można tego zrobić samodzielnie, ponieważ scenariusz działa automatycznie i poza świadomością. Czasem zaś rozpoznanie go jest dodatkowo utrudniane przez tych, którym zależy, abyśmy nieświadomie nadal grali swoją rolę. Dlatego mają rację osoby szukające rady na „swojego pecha” u psychologa.