image

10 kwietnia 2000 18:20:07

Nie miałem pojęcia, że tak dawno temu skończyły się moje zapiski. Nadeszła Wiosna, Zima odeszła wraz z ostatnim śniegiem. Jest rok 2000 - ów słynny rok, w którym tak wiele miało się zmienić lub być zupełnie inne. Taka praca plastyczna z 1979 roku, z Liceum nr 1. A jednak nie zmieniło tak wiele zauważalnie jak my się zmieniliśmy. Przemiany wokół nas aczkolwiek szybkie nie dorównują temu co dzieje się z naszymi ciałami, jak szybko dojrzewają i starzeją się następnie.

Rok '79. Jeszcze nie ma strajków i Solidarności. Jeszcze nie znałem kobiety. Nie goliłem się Nie zajmowałem się plastyką , że tak ładnie się wyrażę. Choć bez wątpienia szukałem już środków własnego wyrazu . Co pewien czas wstaję i rozmawiam z kandydatkami na przyszłe modelki. Lecz skupiam się. W '79 mama moja miała lat 42, niewiele ponad to co ja mam aktualnie. Moja dzisiejsza żona miała cztery lata. Żył Krzysiek, obie moje babcie, dziadek Władek, ciocia Zosia i pan Zachar, ciocia Regina ze Zdrowia, które dopiero szykowało się być odwiedzane wyłącznie przeze mnie, a nie jak wcześniej z wizytą rodzinną. Żył mój wujek - Stasiek ze Śląska, a jego żona Krystyna cieszyła się dobrym zdrowiem. Tata Piotrka i mama Krzyśka. Mój ukochany Miron miał się pojawić za wiele, wiele lat. Grałem na gitarze. Grzesiek z którym pracuję dzisiaj narysował mi chwyty do "Domu wschodzącego słońca", który to utwór choć grałem zaciekle nigdy nie zabrzmiał bez fałszu. Nie było Muzyki Młodej Generacji, Kasa Chorych dzisiaj już z czymś innym się kojarzy, Krzak również, a przeboje TSA, które pojawiło się dwa lata później nie brzmią nawet sentymentalnie, lecz banał w nich wielki się mieści. Ile rzeczy mogło się pojawić, a nie pojawiło się, ile książek można było przeczytać, ile za dumań nad światem przejawić. Szykowałem się zaledwie do buntu i destrukcji, do długich włosów, rozwalonych dżinsów, które nota bene mam na sobie i dzisiaj, ale z innych względów. Nie próbowałem papierosów i alkoholu i kilku innych rzeczy, choć to wszystko o krok przede mną było. Tak blisko - lecz nadal nie znane. Nie myślałem o Trzecim oku i pozytywnej afirmacji, o ZUS-ie, KRUS-ie, Urzędzie Skarbowym, zarabianie pieniędzy było zajęciem hańbiącym i tyle jeszcze wiary i tyle ideałów. Czy zaprzepaściłem wiele? A jeśli tak to bez wątpienia wiele z tych rzeczy było bez wartości, lecz które? Jeszcze mogłem namówić rodziców na trzymanie pieniędzy w markach lub dolarach, mogłem uprzedzić inflację, wiele lat później mogłem grać na giełdzie i dorobić się majątku, lecz kim byłbym dzisiaj? Byłbym lepszy, czy gorszy, pełniejszy czy płytszy, czy uprawiał bym choć przez chwilę sztukę czy dałbym się ponieść pasji do pieniądza i odczuł bym jego siłę. Nie będzie nigdy odpowiedzi na te i te i te pytania. Jestem jaki jestem, akceptuję siebie, nie cierpiałem bardziej niż inni, nie byłem od innych szczęśliwszy. Nadal więżę w coś wyjątkowego co zdarzy się w moim życiu. 19:15:17. Dzwoniła Agnieszka, nie wyszły szkice malarskie. Gotuje się woda na kawę, komputer buczy, Grzesiek zawiózł standy dla Lukresji, wybrali brzydki projekt. Zbieram się do domu. Moja mama skończyła wczoraj 63 lata.

Zadzwoniła kolejna przyszła modelka

******************

Wertykalny dom odjechał dalej ponad obłoki. Jest gdzie takie miejsce gdzie nie zatrzyma go ani ogień ani woda. To co było nie potrzebne nikomu jest teraz dalekie. To co było bliskie, przybliżyło się. A jednak pytam - gdzie kończy się sens istnienia, a gdzie rozpoczyna porządek nocy.