Więcej niż zazwyczaj

image

Czerwiec wyszedł mi z trzewi jak czerwone wino co rozpala twarz, ale nie rozpala już tego drżenia, które widać - nie było mi dane raz na zawsze.

Zniknęły gdzieś krajobrazy Lizbony i Madryt chowa gdzieś swoją twarz pod banalnością szlaków Łodzi. Może zupełnie oszalałem, ale nie chcę jechać do Torunia - bo jakoś tak czuję, że nie zobaczę tam nic z tego co już widziałem wielokrotnie, a gdy czasu nie jest zbyt wiele - warto go szanować. Lepiej nie przeżyć nic niż ponownie się rozczarować i upewnić się. że banał znaczy banał, a dodanie kurkumy do ryżu nie czyni go jeszcze pełnoprawnym produktem kuchni indyjskiej.

W tym stanie - podjęcie jakiejkolwiek decyzji mija się z celem - bo albo grasz o najwyższe, albo możesz sobie odpuścić.

Gdzieś w Grecji - leciałem na kaszce dla niemowląt - bo ta w połączeniu z woda pęczniała i wypełniała me trzewia. Dobrze wspominam ten czas, ale nie poprzez kaszkę tylko poprzez tak ogromne kiście winogron, że nawet dziś takich nie znajduję w ekskluzywnych delikatesach - bo żal przyznać - nadal jesteśmy trzecim światem i te podróbki bułgarskie - zaspokajają apatyt jedynie tłuszczy.

Wyobraź sobie - winogrona na rodzynki po lewej, po prawej te na eksport, nieco powyżej te już suszące się na stumetrowym kawałku folii, a poniżej dzikie pomarańcze i orzech włoski.


Gdzie jesteś chłopaku z Warszawy, który przybyłeś zza gór i rzek do swej dziewczyny, która odeszła z Grekiem? Ale to ty wskazałeś nam Pezę na Krecie i dzięki temu zarabialiśmy krocie jak na owe czasy. Gdzie jesteś Jurku z długim nosem i Wy - chłopaki bodajże z Pomorskiego? Nie pytam już o tych co dla zysku porwali Joannę, bo o tych chcę zapomnieć.

Minosie i Aleksandrze - co z Wami? - czy nadal ciężarówką dostarczacie lody do Aten? Czy w dobie kryzysu ruszyliście na policję i buntujecie się przeciwko zaciskaniu pasa? Bo przecież, kto jak kto - ale Wy pracowaliście ciężko.

Co z Tobą strażaku z nad wybrzeża Riwiery Olimpijskiej? Co z Twym przyjacielem pasterzem, który z Joanną prowadził dysputę w rodzaju - e katon peninda - że tak fonetycznie zapiszę?

Co porabia lekarz z Włoch, który w krótkim czasie się zakochał i poczuł nieszczęśliwy? I czy Jugosłowianin z Wiednia wciąż ma wielkie serce? I czy nadal myśli o sobie - Jugosłowianin - czy może Serb albo Chorwat.

I przede wszystkim - gdzie jesteś Ty - Karin? Bo im bardziej czas czyni mnie starszym - tym bardziej chcę Ci podziękować za ten magiczny czas.

Pisał Konwicki - i moje dzieciństwo rozsypie się w proch w jednej z chwil nadbiegających do mnie z przyszłości, a ja piszę - i rozsypią się moje słowa w jednym momencie nadbiegającym z przyszłości gdy padną serwery i nie będzie już nic. Bo zbudowaliśmy świat na virtualiach i zapisie zeroJedynkowym.

Gdy sięgam do Oldfielda zawsze myślę o Zymku znaczy się Krzyśku. Uświadomiłem Teresie i Eli, że na krótką chwilę - na kilka godzin zawitał w szkole numer 64, ale Zymek-Zamek Zamiejskiego i zupełnie nie ten klimat jak byśmy to dziś ujęli - nie sprzyjał decyzji o pozostaniu. A w tej właśnie chwili zaczął się czarowny bas Oldfielda, który grał mi Krzysiek swymi długimi palcami na Bass gitarze z pochyloną głową i w swej wielkiej - zakręconej fryzurze. I niestety - GrubSon śpiewał o nadziei spotkania - gdzieś - na górze czy gdziekolwiek, ale jakoś tak nie mogę dorównać mu entuzjazmem i myślę, że minęliśmy się na zawsze - choć bardzo chciałbym wierzyć, że nie.

Jak mi Ciebie brakuje … choć możliwe, że i nasza przyjaźń wpisała by się w ten szajsowy nurt, który porozwiewał nas tam i tu.


Ponawiam Oldfielda, choć pierwsze dźwięki brzmią jakoś obco.

A co U Ciebie. Kierowco TIRa, który kazałeś mi spać na trawie obok ciężarówki by nie psuć mikroklimatu w kabinie. A gdyby sen zmorzył moje zmęczone ciało miałeś jakoś zgrabnie ześlizgnąć się piętro niżej. Czy na pewno miałem kiedyś 22 lata?

Co robi dziś piękny model z Wiednia? Wówczas miał 25 dziś ma ponad 50. Miał jeszcze sklepik w małej miejscowości, ale chyba celował wyżej. To CD i krany, których nie sposób było rozgryźć by wziąć choć krótką kąpiel. No i TY - drogi Franz z Marchtrenk. Jakże mam dziś wyrazić swoją wdzięczność, za koncert w Saalfelden, za Salzburg i wspaniałe wędliny przy kolacji u Twej mamy. Za to, że jakąś część życia – nie za długą – wierzyłem w ludzi. Ile to lat nosiłem bluzę z napisem JAZZ, która stała się mym ubraniem firmowym dopóty nie pokryła go piana z uszczelniacza do okien. Dziś w dobrym tonie jest nie mieć ubrania dłużej niż sezon - wówczas ten kolorowy napis JAZZ nosiłem jako relikwię i naprawdę trudno było mi się z nią rozstać - ale do niczego się już nie nadawał i tylko ściągał mnie w dół.

Gdzie jesteście Jeansy Levis podarowane prze Olę, która zarzuciła mi złe pozycjonowanie w Google co zamknęło rozdział, choć z Arkiem kilka miłych słów wymieniłem jeszcze w Satori.

Rozdział otworzył się w Czechosłowacji - z nieodłączną wówczas parą przyjaciół. I z Robertem Sznejem, który znalazł swa ojczyznę w Niemczech, a którego Twarz dotąd pamiętam. I jego zdystansowany uśmiech. Byliśmy i w Ptakach i właśnie w owej Czechosłowacji gdzie popijaliśmy wino CORA z kubków, a moja sąsiadka z dzieciństwa, wówczas już wyrośnięta i z biustem oparła o mnie swe ramię pozując do zdjęcia. I Jola K. - wzięta modelka łódzka czasów socjalizmu. Zawróciłyście mi w głowie, ale czystość Aleksandry była mi najpierwszą.

Nasi opiekunowie - co tak się oburzali, że jeden knedliczek na brzuch 16 latka, który w warunkach polskich kolonii zjadał 16 kanapek chleba to za mało, ale to nic - bo jak się oburzali gdy zobaczyli, jak do swojego T-shirta czarnego przypiąłem ich socjalistyczne znaczki w kształt litery V - znaczy się Victorii, która towarzyszyła nam i od Solidarności i od muzyki Młodej Generacji i od zimowisk w Brennej - gdzie na zdjęciach wyglądamy jak dzieci biedy i tylko Punki, zwana Panki - wygląda nowocześnie w bluzie z długimi rękawami - choć po dziś dzień nie wiem - po co jej był tak długi gwóźdź.

To zróżnicowanie życia - miało swój urok - którego dziś mi tak brakuje. Miało też takie spektrum nauki życia, że bez niego wydaje się by reszta zionęła jedynie pustką.

Wziąłem dziś do samochodu Travels Methenego i myślałem, że jak je odpalę to już przeniosę się do czasów gdy z walkmena Sanyo percypowałem to na balkonie na Czackiego. Ale brzmiało to tak obok, że nie było przenosin i ze smutkiem wyjąłem płytę i zaniosłem do domu.

W sumie nie wiem jaki świt powita mnie o poranku gdy się zbudzę. Z miesiąca na miesiąc powiększa się dystans i wejście w stan alfa czyni możliwym tylko butelka wina. Na ten przykład dziś o tej ósmej wibrowało mi tak, że czułem się jakbym spał w elektrowni. Może i powinienem być rad, że to mi mózg tak pracuje - ale mam wrażenie - że owa praca coraz bardziej odcina mnie od rzeczywistości - o ile w ogóle takim terminem można się posłużyć.

Jakiś koleś z farbowaną głową trzymał gitarę i białą kostkę w zębach i już miałem się buntować, ale zagrał Oldfielda i aż zamarłem. I tchu mi zabrakło. Co może zrobić 6 miliardów, czy może już siedem i nieograniczony dostęp do Internetu.

Czy mrówki robotnice rzucają się z przepaści gdy widzą jak rozrosło się im mrowisko?

Chrzanię - nie mogę patrzeć na Ciebie na tle tych białych drzwi, ale zagrałeś frazy, które są mi obce i tak bliskie jednocześnie. Obcy człowieku - wdarłeś się w moją duszę ….

Viva dell Arte - może to powinno wystarczyć, a my - wciąż niezadowoleni - poszukujemy nieznanego. Jak rycerze w poszukiwaniu Graala - cel nie do osiągnięcia, ale idea wypełnia każdą z minut jaka jest nam dana.

O rany - człowieku - co ty zrobiłeś z tymi dźwiękami - zupełnie przeniosłeś mnie w znano/nieznane.

Na ile jesteśmy przygotowani na znoszenie klęsk? Bo na pewno nie jesteśmy przygotowani na zwycięstwa, Dziś czuję, że zupełnie odpadłem, ale to z powodu tego pierwszego. Na nic przydały się magiczne zabiegi. Pluć na to czy psa zbić gazetą jak pisał Kenneth Koch - czy jak mu tam było.

Ale co się tyczy rycerzy Graala - to może warto by znów zobaczyć wersję Monty Pythona by sprawy wróciły na swoje miejsce i by idealizm nie czynił nas żałośnie śmiesznymi? Choć przyznam szczerze - podziwiam tych, którzy wierze są oddani.


Może postanowiłem doczekać brzasku poranka .. Chcesz już iść? Jeszcze ranek nie tak blisko … słowik to a nie skowronek … Słowa stare, lecz jednak, jednak nadal … nadal tak piękne. Gdy zna się kontekst i następstwa. Wiedza czyni nas bogatszymi i uboższymi jednocześnie . . .

Muszę znów oddzielić formę od treści - bo ta treść w zazłoconych włosach drażni mnie, ale to co dobiega ze słuchawek - zachwyca. I jednego jestem dziś pewien - mogę powiedzieć, która kawa jest dobra, a która to szajs i jednego jestem pewien - odróżnię gówniany dźwięk od niezwykłego. Bo mimo braku powtarzalności fraz - dusza przekroczyła te granice i oddziela ziarno od plew. Choć to.

Jak nazywał się kierowca Opla Kadeta pierwszej generacji, który tak dumnie wiózł go w głąb Grecji z Belgii? Napaliłem się wówczas Marlboro, które w kraju skąd pochodziłem wówczas były tym co dziś było by wygranie Idola, i tego najnowszego - co go nie pamiętam. I X - factora - dobiegło ze zwojów - naraz.

Może nie ma takiego znaczenia czym się karmisz na co dzień, jeśli masz możliwość przeżycia tak cudownych dźwięków? Ale jak tu żyć - jeśli przez większą część życia sądziłeś, że życie to realność, a nie tylko odloty mentalne?

To dość zarąbiste, że jestem w stanie doczekać do trzeciej w nocy - gdy wino w szklance, a na uszach dźwięki muzyki co porywa. Bądźmy szczerzy - żaden inny bodziec już dziś nie przeprowadza przez tak odległe krainy.

To przyniosło mi na myśl pewną noc gdy leżeliśmy jakoby rzymianie na dmuchanych materacach pod gwieździstym niebem i starła się frakcja prawa z lewą. Do frakcji prawej należał Piotrek z Jankem, albo Tomkiem od kwiaciarni, a do frakcji lewej należałem ja i Krzysiek. I nieważne jest dziś kto wygrał, ale frakcja prawa poszła spać, a my z Krzyśkiem dotrwaliśmy do wschodu słońca i dalej i poszliśmy na skarpę w Trzęsaczu by zobaczyć ruiny gotyckiego kościoła, który pięćset lat wcześniej zbudowano 1800 metrów od morza, a po latach morze aż tu zawitało. Może raz jeszcze powinienem pojechać do Junoszyna - bo brzmi to dobrze - choć wiem, że niewiele tam odnajdę, a w każdym bądź razie niewiele ponad jedno, kolorowe zdjęcie, gdzie i ja i Witisk odwróciliśmy głowy - bo coś nas zafrapowało. Dramat życia polega na tym - mówiąc górnolotnie - że nic nie da się ocalić z lat minionych. Bo co jest ? - te kilka słów, nazw, jakiś bełkot, który usiłuje opisać tak ważkie momenty życia.

Krzysiek i ja, razem w jego swetrze witający chłodny poranek w Trzęsaczu - gdy nie byłem pewien czy będąc w dwójkę w owym swetrze wydzierganym przez siostrę, która na szczęście jeszcze żyje - czy jego orientacja była OKey, ale dziś wiem że była - że to pokłady niezmierzonej przyjaźni i zaufania uczyniły tę chwilę tak bliską. I ważną. I pamiętliwą.

I Ola - coby nie patrzeć. Przy niej po raz pierwszy poczułem się odpowiedzialno-opiekuńczy - bo miała lat 14 a ja - byłem tak dojrzały, że stuknęła mi szesnastka.


Koś pytał się mnie kilka dni temu - kiedy zacząłem palić. Jeszcze nie wtedy. Rok czy dwa później. Też w ramach doświadczania wolności. To akurat było więcej niż zgubne.

Dlaczego nie umieszczam Ciebie Piotrze w swych wspomnieniach? Czyżbym nie doceniał tego, że jesteś - jak to w życiu - im więcej stracimy - tym bardziej tęsknimy za czymś czego nie ma … ? Może to wybory dorosłego życia uczyniły przeszłość bardziej zmatowioną i nie chce mi się po prostu do niej powracać? Choć pamiętam wiele dobrego - bez wątpienia …

Byłem dziś w okolicy domu Darka choć nie wiem czy jeszcze tam mieszka. Jakie dziś byłoby nasze spotkanie? Mam Twój obraz z czarnobiałych zdjęć jakie wywoływałem w wannie na Czackiego i Wodnej zaśmiewając się do rozpuku. Przepraszam.

Macie już wielkiego syna i mam nadzieję, że te sprytne sposoby na wychowanie sprawdziły się bardziej niż to co miało uczynić Robina psem z wyższej półki.

Chętnie bym wyruszył Saabem drogą wspomnień, ale wiem, że to nierealne, że nic już nie odnajdę. Może by mnie Agnieszka w tym wspomogła, ale dla M było by to jak spotkanie z Zombie. Zresztą - co miałbym znaleźć w Darłowie, Darłówku, na parkingu w Kołobrzegu, w Unieściu, nad jeziorem Dąbie, w Mielnie, Trzęsaczu? W Junoszynie, we Frydku Mystku - czy jak mu tam było … w Czarnocinie niedaleko Świeradowa. Czy odnajdę tam dwa autobusy, które rozdzieliły mnie i Annę B. mieszkającą na Narutowicza, której nigdy już nie znalazłem?

Wszystko rozsypało się w proch, To jak scena z Rzymu Felliniego - gdy odkrywają freski ze starożytności. Zachwycają się ich widokiem i chwilę potem na na ich oczach - wszystko znika.

Z tego co widzę - nad parkiem już świt. Może dzień nie był do końca stracony jeśli potrafię ciągnąć go i wyrywać z jaźni te okruchy wspomnień, które nikomu nie służą, ale które czynią chwilę gdy pisze - tak nieskończenie ważną …

Co jest inspiracją tego spojrzenia w tył ?- niech zamilknę bo to nic przyjemnego …

Słuchałem dziś powtórki z Bałtorczyka i niezwykle śmiesznym wydala mi się jego sekwencja o tym jak to zrozumiał żarty, których wcześniej nie rozumiał. Pieprzę - i ja tego dożyłem. Kiedy się to zaczęło psuć? i jak zamieniło się to w tak żałosną formę? Czy znajdę antidotum czy sobie odpuszczę?

Czy znajdę kiedykolwiek odpowiedź?